W najnowszym numerze "Zeszytów Literakich" ukazało się zwięzłe omówienie tomu Ba! Wojciecha Kassa. Jego autorem jest Leszek Szaruga.
Tytuł
najnowszego tomu Wojciecha Kassa – Ba!
(Sopot, Biblioteka „Toposu”, 2014) – uderza nie tyle zwięzłością (przypominamy
sobie w końcu tomy zatytułowane zwięźlej: choćby A czy ***), ile
wieloznacznością i zagadkowością. Rzecz się jednak wyjaśnia po lekturze
tytułowego poematu, zwłaszcza przedostatniego fragmentu: „Teraz poderwij się i
krąż jak trzmiel po tarasie / skub gęste brwi do woli, ach te przyzwyczajenia /
powiedz to swoje: ba! Napisz wiersz w transie / jeden, drugi”. Wiersz w końcu
powstaje jako ostatni fragment utworu: „Ba!”.
Kto
jednak jest adresatem tego wezwania? Sygnałów w tekście jest dość, by powziąć
przekonanie, iż chodzi o Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego zwracającego się
do córki: „a to pióro, to chciałbym, żebyś po mojej śmierci wrzuciła do Wisły /
może ci się przyśni”. To życzenie wpisuje się w poetykę autora Zaczarowanej dorożki. I nic dziwnego, że
ten właśnie pisarz pojawia się w przestrzeni kreowanego przez Kassa świata:
autor jest bowiem od lat poeta umiejscowionym, przywiązanym do miejsca, jakim
jest leśniczówka Pranie w Puszczy Piskiej, którą Gałczyński wraz z żoną
kilkakroć odwiedzał, planując osiedlenie się w okolicy – dziś jest tu muzeum,
którego kierownikiem został przed laty Kass. Nie zaskakuje zatem, że narrator
tego poematu wyznaje: „Kim jestem? / Ikoną poety / jak tyle innych ikon”. A
znaczy to tyle, że i Gałczyński jest taką ikoną. Ich głosy mieszają się,
nakładają na siebie, prześwitują jeden przez drugi. W efekcie w tej właśnie
przestrzeni odnajdujemy: „Z kolumnad / gazet wygnany / wiersz”, w którym
autobiografizm spleciony został z autotematyzmem.
Kolejne
utwory tomu zebrane zostały w dwa cykle: Śnienia
oraz Jawy (albo antyśnienia) – materia i antymateria tworzące komplementarne
obszary doświadczeń. Tym, co wydaje się tu najbardziej interesujące, jest
podkreślenie czy nawet zamanifestowanie suwerenności wiersza, jak w tym
fragmencie pierwszego cyklu:
Skąd
ten wierszyk? Wylazł jak kontur z mgły
nie
służy posłom ani osłom, ani do czarnej mszy:
Czyj jesteś koteczku? Jaki twój herb?
Strój?
– Na Boga jestem niczyj, wolny, po prostu
swój.
Jest
w tym manifeście to, co Szymborska określała „radością pisania”, ale również
ten ton, który można odnaleźć w jednym z późnych utworów Leopolda Staffa: „Skąd
mi to przyszło? / […] Ale jest faktem, / Że nagle wytrysło, zabłysło / Od razu
w sercu i w głowie / I jest! Jest, drodzy panowie!” (Wiersz). I być może właśnie najbardziej to pociąga Kassa w poezji –
jej niewiadome, tajemne źródło, jak w wierszu Głos: „Ten głos, nawet go nie słyszę / nie wypełnia, nie jawi się,
nie kołysze / ledwie ćmi jak w śniegu ciepłe miejsce / jakby już przeżył swoje
pierwsze ciało / i chciał drugiego, trzeciego albo i więcej”: ba!
[Leszek
Szaruga, Świat poetycki (LIX), 126
Zeszyty Literackie, Rok XXXII, 2014 nr 2, Warszawa – Paryż 2014, s. 225-226]