GRZEGORZ KOCIUBA
Sopocki dwumiesięcznik literacki „Topos”, ukazujący się od 1993 roku, to periodyk o utrwalonej marce na mapie polskich pism literackich. Można by nawet powiedzieć, że to jedno z niewielu pism o naprawdę wyrazistym profilu ideowym i estetycznym. Co o tej wyrazistości decyduje? Chyba coś, co nazwałbym konserwatyzmem otwartym.
JAN STOLARCZYK
Dwudziestolecie "Toposu"
["Odra" 2013, nr 5]
MACIEJ KRZYŻAN
poeta wobec Innego
poetom „Toposu”
Inny
przybywa
do mnie
stając się
w cudzie
po trosze
mną
i nie-mną
jednocześnie
Inny
moją myśl
i rękę
prowadzi
o błogosławione
chwile
WOJCIECH GAWŁOWSKI
Miejsce
wspólne, wspólnota miejsca
["Twórczość" 2013, nr 5]
Język
poza spotkaniem
Jest
martwy.
Wojciech
Kudyba
Sopocki dwumiesięcznik literacki „Topos”, ukazujący się od 1993 roku, to periodyk o utrwalonej marce na mapie polskich pism literackich. Można by nawet powiedzieć, że to jedno z niewielu pism o naprawdę wyrazistym profilu ideowym i estetycznym. Co o tej wyrazistości decyduje? Chyba coś, co nazwałbym konserwatyzmem otwartym.
Przejawia się on z jednej
strony w tym, że na łamach „Toposu” spotykamy utworu osadzone w
klasycznej dykcji, podejmujące, na poważnie, newralgiczne tematy i
dylematy naszych czasów, wyrażające przekonanie, że twórczość
to coś znacznie więcej niż tylko gra z literacką tradycją,
manifestowanie ego, czy ludyczny karnawał ku uciesze gawiedzi. Z
drugiej strony, otwartość „Toposu” wyraża się choćby w tym,
że na jego łamach spotykają się autorzy reprezentujący różne
poetyckie dykcje czy orientacje, ale też zgodni co do jednego;
literatura jest ważnym narzędziem rozpoznawania i wypowiadania
rzeczywistości, i jest to narzędzie umocowane w czymś trwalszym,
niż tylko doraźna koniunktura, moda, chwilowa popularność. Innymi
słowy, „Topos” stawia na literaturę imponderabiliów i taką
konsekwentnie prezentuje.
Trudno
się więc dziwić, że czołówka toposowych autorów przygotowała
numer (5/2012 ), który programowość pisma” jeszcze mocniej
podkreśla, numer, noszący wyraźne cechy manifestu. Jak to jest
zrobione?
Otóż
programowe wypowiedzi ośmiu autorów ( W. Gawłowski, A. Gleń, J.
Jakubowski, P. Dakowicz, W. Kass, K. Kuczkowski, W. Kudyba, A.
Nowaczewski ) zostały pomyślane i zrealizowane jako głosy
inspirowane utworem wyjściowym tj. wierszowanym traktatem czy też,
jak chce Jarosław Jakubowski, „wierszowanym szkicem" Wojciecha
Kudyby pt. Topoi.
Utwór
Kudyby to wykład na temat statusu i powinności poezji w ogóle, ale
też poezji hic et nunc. Autor, którego myślenie o poezji, i nie
tylko, sporo zawdzięcza Buberowi, Gadamerowi, Heideggerowi,
Lévinasowi, Tischnerowi,… wyraża wprost przekonanie, że wiersz o
tyle jest poezją, o ile „wciąga świat w rozmowę” a zarazem
nieustannie siebie przekracza, aby „stanąć naprzeciw Innego”.
Opozycja: „język zamknięty – język otwarty” wydaje się tu
kluczowa, bowiem opisuje dwa fenomeny: „władzę” i „opresję”
oraz „troskę” i „darowanie” siebie Innemu. Dla Kudyby
wiersze, które nie „zapraszają świata do spotkania Osób” na
dobrą sprawę nie są poezją, bowiem nie tworzą perspektywy
spotkania, a dopiero w spotkaniu wartości stają się konkretem
egzystencjalnym.
Nietrudno
wskazać adwersarzy myślenia o poezji, które prezentuje autor
Wierszy wobec Innego.
Są nimi rozmaitej maści wyznawcy autotelizmu. Uważają oni, że
„instytucja zwana literaturą” jest właściwie bytem
monadycznym; samowystarczalnym i samozwrotnym, a jej język nie
tyle służy do opisywania rzeczywistości (referencyjność), lecz
sam jest rzeczywistością prymarną w odniesieniu do świata. Nie
jest bowiem tak, że to rzeczywistość generuje język. Raczej na
odwrót. To, co zwiemy rzeczywistością w ogóle jest do pomyślenia
właśnie dlatego, iż już-zawsze
istnieje w takim czy innym języku. To właśnie w języku, bo niby
gdzie indziej, ustanawia się… rzeczywistość tj. zasady jej
wytwarzania, postrzegania, wartościowania.
Widać
więc, że mamy tu do czynienia ze sporem starym jak… zachodnia
filozofia. „Jestem, więc myślę” (Akwinata), czy raczej
„myślę, więc jestem (Descartes )? Spór co prawda stary, ale w
dwudziestowiecznej filozofii języka (np. dekonstrukcja, kognitywizm) przybrał nową postać i inny sposób argumentacji. Dodajmy, że
Kudyba jako realista i… metafizyk sytuuje się zdecydowanie w
tradycji Tomaszowej.
Wróćmy
jednak do wypowiedzi uczestników „Toposowego” manifestu. Ważne
spostrzeżenie formułuje Artur Nowaczewski w Zapiskach
dyletanta. Autor pisze:
Polemika
ze strukturalistyczną i poststrukturalistyczną teorią języka
poetyckiego, który jest
rozumiany
jako język autoteliczny, samowystarczalny, ewokujący sam siebie, a
wreszcie –
w
postmodernizmie – autoreferencjalny i odnoszący się tylko do
siebie, nie ma dziś większego
sensu.
Nie dlatego, że ta teoria jest słuszna, ale dlatego, że już się
przeżyła. To wczorajsza
wojna.
Nastąpiło bowiem coś, co teoretycy literatury nazywają „
zwrotem kulturowym”. Toruje
sobie
on w naszym kraju drogę pomału, ale coraz śmielej. Walka o poezję
jutro to nie jakieś
meta-rozważania,
ale opór wobec rozmaitych wulgaryzujących poezję zaangażowań.(s.
21)
Wygląda
więc na to, że „Toposowe” Wyznania i
manifesty bardziej mają charakter
postulatywny niż polemiczny. Idzie mianowicie o to, aby w sytuacji
wyczerpywania się autotelicznego modelu poezji nie tyle z nim
polemizować, lecz raczej ponad nim czy obok niego proponować model
dialogiczny. Jakie są jego założenia? Choćby takie: „poezja
jako mowa, a nie tekst! Bo czyż nie jest tak raczej, że to w poezji
jesteśmy najbardziej osobą i pragniemy tego udzielenia siebie
Drugiemu”.(A. Gleń). „Doświadczenie integralności istnienia
najpełniej wyraża się w poezji.”(W. Gawłowski). „Chodzi zatem
o jak największy zamach. O zamach na Wszystko. Poezja musi c h c i
e ć udźwignąć świat, unieść cień. Mowa, która chce udźwignąć
świat, musi mieć wielki na ten świat apetyt.”(K. Kuczkowski).
„Żyj i przeżywaj, a dopiero potem przetwarzaj i pisz. Kierunek
odwrotny prowadzi do goryczy. A między życiem i pisaniem módl się
i troszcz.”(W. Kass). „ Jednostkowa prawda, w której odbija się
prawda o epoce, o narcystycznej cywilizacji konsumentów. Tylko taka
poezja ma sens. Wszystko, co w literaturze służy innym celom, to
strata czasu.”(P. Dakowicz).
Na
jaką więc poezję/literaturę stawiają autorzy programowego
„Toposu”? Otóż na taką, której nie zadowala przestrzeń
literackiego, środowiskowego, towarzyskiego getta. Skoro jest to
literatura porywająca się na… „Wszystko”, musi rozpoznawać i
wypowiadać naszą zagmatwaną rzeczywistość, pozostając w drodze
i dialogu. Nie interesuje jej także cmokactwo i dzielenie
estetycznego włosa na czworo, gdyż jest to widomy przejaw – jak
to ujął Przemysław Dakowicz – „nowoczesności
schizofrenicznej”. Jest to ponadto poezja/literatura konsekwentnie
zakotwiczona w jednostkowym przeżyciu, doświadczeniu, byciu.
Pragnie rozpoznawać i wypowiadać to, co… Jest, a nie konstruować
wydumane światy. I wreszcie jest to poezja/literatura, która,
rozpoznając i demaskując dotkliwe choroby naszej cywilizacji,
kultury, duchowości, nie chce poprzestawać na diagnozie, ale
proponuje sposoby i metody terapii.
Aż
się człowiek wyrywa, aby przystać do Drużyny Topoi. I nie tylko
dlatego, że program… szczytny, ale głównie dlatego, iż celnie,
głęboko, uczciwie nazywa jednostkowe i zbiorowe mielizny, na jakich
co rusz osiadamy, oraz pokazuje, jak się z nimi skutecznie
konfrontować.
JAN STOLARCZYK
Dwudziestolecie "Toposu"
["Odra" 2013, nr 5]
„Topos” − ananim
(odwrócenie nazwy) miasta Sopot. Dwumiesięcznik pod tym tytułem
wydawany w Sopocie już od 20 lat (debiut w maju 1993 r.) pod
redakcją naczelną Krzysztofa Kuczkowskiego, wplata w tytuł numeru
5 (126) z 2012 r. słowo „Topoi”: miejsce wspólne, powtarzający
się w kulturze trop. Ta gra znaczeń ujmuje w skrócie ideę
przewodnią pisma, którą sam Kuczkowski tak wyraża: „redagowanie
pisma literackiego polega na przerzucaniu pomostów pomiędzy tymi,
którzy piszą, a tymi, którzy czytają, pomiędzy ‘ja’ i ‘ty’.
[…] twórcze ‘ja’ potrzebuje łączności z innymi jak
powietrza”. Niemal cały numer poświęcony jest „Innemu”, temu
wieloimiennnemu „ja”, i dialogowi pojętemu jako „rozmowa w
drodze”. Numer pisma otwiera wiersz Tadeusz Różewicza „Połów”,
o napotkanym biedaku „w niebieskim drelichu”, w błysku
spojrzenia pojętym jako „objawienie Istoty Ludzkiej”. To jest z
ducha Ewangelii płynący połów współbrata, bliźniego.
Programowym wstępem jest zwięzła, niepodpisana „Rozmowa w
drodze” z takim wyznaniem: „Droga jest zawsze wędrówką w
stronę innego. […] Można być sobą tylko w utracie siebie.
Dopóki idą, rozmowa jest dla nich czymś w rodzaju wspólnego
miejsca, wspólnego świata”. Ten wątek ideowy podejmuje i rozwija
poemat Wojciecha Kudyby pt. „Topoi”.
Owa „utrata siebie”,
obojętnie czy wywiedziona z doświadczenia mistycznego, czy z
głębokiej empatii, stanowi według autorów realną, twórczą
postawę otwarcia na Innego. Jedyną możliwą do zaakceptowania w
pełni. Zwłaszcza dziś, kiedy, jak pisze Przemysław Dakowicz:
„Każdy osobnik różniący się od masy, której tożsamość
uległa rozmiękczeniu, traktowany jest jak element obcy, podlega
stygmatyzacji i staje się przedmiotem czynności dezintegrujących”.
Wielogłosowe i wieloaspektowe wystąpienie uznanych twórców
średniego pokolenia zadaje kłam twierdzeniu, że dziś, w „płynnej
rzeczywistości”, nie mają mocy manifesty i programy. Oni są i
przekonujący, i nieulegli pułapce patosu czy retoryki, bliskie im
są chrześcijańskie, niezdogmatyzowane wartości, o których
obecność w kulturze i w życiu społecznym od 20 lat pismo zabiega,
praktykując zasadę „topoi”.
Zespół redakcyjny
wydaje także znakomitą serię poezji i krytyki. Drukują w niej
autorzy bliscy światopoglądowej linii pisma, często stali
współpracownicy. Można śmiało mówić o nieformalnej grupie
pisarzy „Toposu”, która projektując w omawianym numerze relacje
międzyludzkie, tym samym określa krąg wartości, które ją łączą.
W prezentowanym numerze
Wojciech Kudyba drukuje szkic o tomie wierszy Barbary Gruszki−Zych
„Szara jak wróbel”, Artur Fryz pisze o zbiorze esejów „Wiersze
wobec Innego” Wojciecha Kudyby, Grzegorz Kociuba recenzuje
obszernie poetyckie „Place zabaw ostatecznych” Przemysława
Dakowicza, a Bartosz Szuwiński tom „Da. Teksty wierszowane”
Adriana Glenia. Wszyscy wymienieni są właśnie współautorami
dwumiesięcznika, a przywołane książki wyszły jego nakładem.
Możemy to nazwać autopromocją wzmacniającą siłę wyznań i
programowych wypowiedzi, ale też w takiej prezentacji ujrzeć chęć
krytycznego przyjrzenie się sobie samym: lustro sprawdzające
właściwości własnego odbicia.
Poza blokiem programowym
czytelnik znajdzie świetny szkic Bogusławy Latawiec o
ponadpokoleniowym przymierzu poetów i potrzebie zachowania pamięci
o poprzednikach (z przywołaniem Przybosia i Karpowicza), wiersze
Tymoteusza Karpowicza, esej Kazimierza Nowosielskiego o tym, jak
Piotr Skarga usiłował Boży porządek świata uzgodnić z osobistym
i obywatelskim sumieniem Polaków, esej Zofii Zarębianki o
„Jasnościach promienistych” Miłosza. Koniecznie trzeba by też
przeczytać rozważania Jacka Salija pt. „Dziwne pogranicze między
dobrem a złem”.
I co się okazuje? Cały
numer „Toposu”, „od deski do deski”, wypełniony jest ważkimi
treściami.
Redakcja dwumiesięcznika
zawsze z dużą starannością dobiera autorów i teksty, szczególnie
dużo miejsca poświęcając poezji (czy nie dlatego, że tworzą ją
trzej poeci − Tadeusz Dąbrowski, Wojciech Kass i naczelny
Krzysztof Kuczkowski?). Czytelnicy pisma wiedzą, że wraz z nowymi
numerami dostaną często dodatkowo wartościową książkę. „Topos”
to jeden z najlepiej redagowanych i najważniejszych periodyków
literackich w Polsce.
W chwili, gdy czytacie
Państwo tę notę o szczególnym wydaniu „Toposu”, będzie już
wiosna i ukażą się dwa kolejne zeszyty. Numer 5 (126) z 2012 r.
zachowuje przecież swą intelektualną i artystyczną wartość.
Namawiam do przeczytania. Można go zamówić bezpośrednio w
redakcji (prenumerata@tps-dworek.pl).
MACIEJ KRZYŻAN
poeta wobec Innego
poetom „Toposu”
Inny
prowadzi moją
myśl
i rękę
myśl
i rękę
spotykam Go
przechodzień
zatrzymujący się
na mgnienie
przechodzień
zatrzymujący się
na mgnienie
Inny
przybywa
do mnie
stając się
w cudzie
po trosze
mną
i nie-mną
jednocześnie
Inny
moją myśl
i rękę
prowadzi
o błogosławione
chwile
WOJCIECH GAWŁOWSKI
Wieczór autorski w prowincjonalnym mieście (I)
Profesor
literatury i krytyk poezji prowadzący spotkanie z poetą i wokalistą rockowego
zespołu ADHD przypominał chińskiego cesarza sławiącego śpiew ukochanego słowika.
W majestacie autorytetu umizgał się do publiczności zachwyconej możliwością
obcowania z celebrytą. Odbity blask mediów rozjaśniał czoła i lica słuchaczy.
Anegdoty sypały się jak confetti na charytatywnym balu w środku karnawału. Mimochodem
rzucano głębszą myśl, że nie wystarczy pisanie najlepszych wierszy. Trzeba
jeszcze mieć ten przysłowiowy łut szczęścia, by znaleźć się w stosownym miejscu
i czasie pośród właściwych ludzi. Krytyk zwijał się jak w ukropie, poeta
oszczędzał siły swoje i publiczności. Nie czytał wierszy i nikt nie musiał
słuchać ich ze zrozumieniem. Choć był w trasie – i być może w transie – nie
przywiózł ze sobą płyt i tomików, żeby nie czuć się komiwojażerem własnej
twórczości. Mówił o zapisywaniu w Głowie wierszy złowionych wcześniej wprawnym
uchem nieśpiesznego przechodnia.
Publiczność
rozchodziła się powoli w listopadowy mrok. Niebo iskrzyło gwizdami i
pociemniały okna w bibliotece.
Ostrów Wielkopolski, 24 listopada 2012 roku
KRZYSZTOF KUCZKOWSKI
Wieczór autorski w prowincjonalnym mieście (II)
Wiem,
że guzik was obchodzi kiedy to było, jednak powiem – było to w kwietniu 2012
roku po spotkaniu autorskim grupy poetów i krytyków skupionych wokół „Toposu”.
Spotkanie w Piszu było fenomenalnie udane, publiczność oklaskiwała nie tylko
każde czytanie wiersza, ale każdą wypowiedź. Mieliśmy wrażenie, że stało się
coś ważnego, nie wiedzieliśmy jak to coś nazwać.
Kilka
godzin później, już w Praniu, spytałem Agnieszkę D. o wrażenia. Mówiła długo i
zajmująco, wreszcie zakończyła:
—
Wiesz, w tym waszym wystąpieniu była groza i siła.
— Groza i siła? To znaczy co?
—
No wiesz, właśnie to — odpowiedziała Agnieszka i uśmiechnęła się tajemniczo.
Wiedziałem.
Gis to podwyższony za pomocą krzyżyka dźwięk g. Trudna tonacja. Nie wierzycie?
Posłuchajcie Etiudy op. 25 nr 6 Chopina. Na trawniku obok nas spacerowały
pliszki. Od promieni kwietniowego słońca topił się smalec w wielkiej brązowej
kamionce. Ślepe pyszczki małosolnych skubały gałązki kopru. Słychać było stukot
bosych stóp uderzających o deski pomostu na Nidzkim, ale na pomoście nikogo nie
było. Agnieszka miała rację, to było właśnie to: groza i siła.
Sopot, 4 grudnia 2012 roku