1.
Woda ma
trzy stany skupienia: gaz, ciecz i ciało stałe. Bywa deszczem, śniegiem, parą.
Mowa ma także trzy stany skupienia: poezję, prozę i milczenie.
2.
Definicja poezji, którą tworzyłem na swój własny użytek, była
zawsze niepisana i zmieniała się na przestrzeni lat.
Pierwsze doświadczenie poezji było doświadczeniem przez
inność. Na ogół świat słyszymy prozą. Ale czasami słyszymy go „inaczej”. Poezję
w prozie się czuje lub przeczuwa. Dlatego prozę się pisze, a poezję tylko
zapisuje.
Zapisana w formie wiersza poezja musi być słyszalna. Mówi
się przecież: „mówić wierszyk” albo „mówić wierszem”. Gdyby ktoś w podstawówce
zadał mi pytanie, jak odróżnić wiersz od prozy, powiedziałbym: „wiersz ma
rymy”. Takie potoczne pojęcie wiersza miała zresztą z początku większość z nas.
Ale co z wierszem wolnym? „Wiersz wolny to tekst, w których linijki nie są
zapisywane do końca kartki” – mówi mi ten chłopiec, którym kiedyś byłem.
Świetnie. Nie można już prościej.
Skoro pożegnałem się z rymami, musiałem szukać innych oznak
„inności” poezji. Odnajdowałem ją w metaforach. Wydawało mi się wtedy, że
wiersze opierają się właśnie na nich. To trochę tak, jakby opisywać ciasto
przez to, że są w nim rodzynki. Szybko jednak stwierdziłem, że to ślepa
uliczka. Poezja nastawiona tylko na samą siebie, jedynie na lingwistyczną albo
symboliczną eksplorację zaczęła mnie drażnić. Dlaczego? Nie potrafiłem wtedy
tego jakoś zwerbalizować. Dzisiaj powiedziałbym, że taka poezja oddalała się od
swoich granic. Od granicy z prozą i granicy z milczeniem. Tylko na granicy
prozy i na granicy milczenia poezja przekracza samą siebie.
3.
Białoszewski, którego uważano za lingwistę, był najgłębiej
zanurzonym w świecie polskim poetą.
4.
Późniejsze odkrycie: wiersz ma swoje odcinki, wyraźne pauzy
i spacje, które ważą dużo więcej niż w prozie. Oczywiście wiedzie to do
stwierdzenia, że nie istnieje poezja bez rytmu. Że rytm jest dla poezji sprawą
życia i śmierci. Jedno potknięcie i cały wiersz jest kaleki. Wiersz wolny nie
jest wolny od rytmiczności. Wiersz wolny oddycha.
5.
Wiersz Białoszewskiego oddycha. Grafomański wiersz
„lingwistyczny” tylko „duka się”.
6.
Różewicz pisze zarówno krótkie wiersze stawiające nas wobec
milczenia, jak i długie poematy zdające się rozpływać w strumieniu słów. Oto
odważny podróżnik, który dotarł do samych granic. Do obu biegunów.
7.
Ci, którzy krytykują Różewicza za jego dłuższe poematy,
myślą „dośrodkowo”.
8.
Mowa ma trzy skupliwości: poezję, prozę i milczenie. Który z
tych stanów skupienia mowy więcej waży? Poezja na górze? Milczenie na dole?
Proza w środku? Przemiana prozy w poezję i prozy w milczenie jest dla nas
łatwiej uchwytna. Jak jednak poezja graniczy z milczeniem? Może zbliżyć się do
milczenia bezpośrednio. Tak jak ciało stałe może zamienić się od razu w gaz. To
sublimacja.
9.
Polemika ze strukturalistyczną i poststrukturalistyczną
teorią języka poetyckiego, który jest rozumiany jako język autoteliczny,
samowystarczalny, ewokujący sam siebie, a wreszcie – w postmodernizmie – autoreferencjalny
i odnoszący się tylko do siebie, nie ma dziś większego sensu. Nie dlatego, że
ta teoria jest słuszna, ale dlatego, że już się przeżyła. To wczorajsza wojna.
Nastąpiło bowiem coś, co teoretycy literatury nazywają „zwrotem kulturowym”.
Toruje sobie on w naszym kraju drogę pomału, ale coraz śmielej. Walka o poezję
jutro to nie jakieś meta-rozważania, ale opór wobec rozmaitych wulgaryzujących
poezję zaangażowań. Wkrótce bronić jej będzie trzeba nie tylko przed zbytnią
„dośrodkowością”, ale ponownie przed nadmiernym naporem świata i jego
rozmaitych ideologii.
10.
Spór o gruszkę.
Wallace Stevens:
1.
Opusculum
paedagogicum
gruszki nie
są skrzypcami,
Aktami na
płótnie, ani butelkami.
Są
niepodobne do niczego.
[...]
Są to formy
żółte,
Złożone z
linii krzywych
Zaokrąglających
się u podstawy
Mają w
sobie trochę czerwieni.
[...]
Cienie
gruszek
to kleksy
na zielonym suknie.
Gruszek nie
można widzieć,
Jak chce
obserwator.
Czesław Miłosz:
A słowo
z ciemności wyjawione było gruszka.
Krążyłem
dookoła niego podskakując to próbując skrzydełek.
A kiedy
już-już piłem z niego słodycz oddalało się.
Więc ja do
cukrówki – wtedy kąt ogrodu,
złuszczona
biała farba drewnianych okiennic,
krzak
dereniu i szelest przemienionych ludzi.
Więc ja do
sapieżanki – wtedy zaraz pole
za tym, nie
innym, płotem, ruczaj, okolica.
Więc ja do
ulęgałki, do bery i bergamoty.
Na nic.
Między mną i gruszką ekwipaże, kraje.
I tak już
będę żyć, zaczarowany.
Jak pisze Ryszard Nycz, ta polemika obrazuje „zasadniczy spór między dwiema
najważniejszymi orientacjami nowoczesnej literatury: tej, która poszukując
esencji (istoty przedmiotu, czy rzeczywistości) kończy się na kulcie sztuki,
ubóstwieniu samej siebie – oraz tej, która dążąc do uchwycenia «całej rzeczywistości
w jej niepowtarzalnej jednostkowości», kończy na pielęgnowaniu i pieczołowitym
utrwalaniu (nawet najbłahszych) przejawów «wielowarstwowych konkretów» (to
określenie Miłosza), z których składa się ludzkie doświadczenie realności.”
Sercem i piórem po stronie orientacji Miłosza.
12.
Ktoś kiedyś nazwał poezję Nowej Fali poezją „nie”. W
ostatnich dziesięcioleciach popularne było przeciwstawienie: poezja negacji,
nieufności wobec języka – poezja afirmacji, zaufania wobec języka, formy. Dziś
nie uważam tego przeciwstawienia za linię demarkacyjną. Tak naprawdę istnieje
tylko poezja konieczna i niekoniecznie poezja. Poezja konieczna to ta, która
musi być wypowiedziana – obojętnie, czy w akcie afirmacji, czy negacji. Musi
być wypowiedziana wobec drugiego. Jak ten „ząb mnie boli” Świetlickiego ćwierć
wieku temu.
13.
Inny jest do zaistnienia poezji koniecznie potrzebny.
14.
Banał, który pewnie ktoś kiedyś powiedział. Kochanowski
czytany dzisiaj jest poetą współczesnym. Kochanowski to inny, ale mieszkaniec
tego samego języka. Jedną pozytywną rzecz na pewno przyniósł postmodernizm:
sięganie po poetów dawnych i miksowanie ich języków z językami współczesnymi.
Ma szansę zaistnieć dzięki temu nowa wartość.
15.
Ciągle aktualny i celny pamflet Gombrowicza Przeciw poetom:
„Nie jest złe, że współczesne
wiersze nie są byle komu dostępne, ale złe jest, że są zrodzone z
jednostronnego, ciasnego obcowania identycznych światów, identycznych ludzi”.
Od czasów Gombrowicza poezja polska stała się bardzo
zróżnicowana, mówi wieloma językami. Szkoda tylko, że środowiska mają tendencję
do izolacji – zamykają się, gromadząc wokół siebie ludzi identycznych albo
jedynie zjednoczonych wspólnym interesem. Poeci przypominają kibiców
piłkarskich, są jak szalikowcy. Różnią się od nich tylko jednym – kibice jeżdżą
za swoją drużyną i nieraz ścierają się z innymi. Poeci są szalikowcami
stacjonarnymi, okopują się w swoich środowiskach i pismach, ignorują się
nawzajem. Brak starć, dyskusji, wymiany poglądów. Skutek? Brak elementarnej
komunikacji – otwierając to, czy inne pismo, człowiek ma wrażenie, że wylądował
na innej planecie, bo nie rozumie gwar i dialektów, jakimi mówią ci autorzy na
łamach. Nawet mnie to odrzuca a kogoś przypadkowego?
16.
Znajomy młody poeta pisze na Facebooku: „w księgarni w
Sztokholmie bohatersko schowałem tomik Zagajewskiego na półkę z kulinariami”.
Kilka osób natychmiast „lubi to”. Typowa polska zawiść? Może. Ale myślę, że
działa tu też coś innego. Po końcu historii ogłoszonym przez Fukuyamę i
odzyskaniu niepodległości minął już czas romantycznych pielgrzymów i
heroicznych emigrantów. Zastąpił ich „poeta polski zagranicą”. Wzór tej figury
zawdzięczamy właśnie Adamowi Zagajewskiemu. Nie sposób odmówić mu racji, gdy
mówi, że poezja polska zbyt jest zapatrzona w Anglosasów. Ale droga, którą
wybiera nasz kandydat na Nobla, także nie jest żadnym rozwiązaniem. „Polski
poeta zagranicą” wychodzi z założenia, że polska poezja ma na Zachodzie swoją
markę. Pisze więc tak, żeby w markę się wpisać. Problem Zagajewskiego polega na
tym, że on sam dodaje niewiele do tej polskiej marki. Jest tak markowy, że aż
pusty w swoim własnym ojczystym języku. Markuje poezję polską. W kraju to
słychać, ale nie w Akademii Szwedzkiej.
17.
Dyletant. Bo jestem samoukiem. Nikt mnie nie przygotował do
czytania poezji. Ani tym bardziej nie pomogły mi w tym względzie studia
polonistyczne. Poezja była zawsze miejscem spotkania z ludźmi, nieraz
diametralnie różnymi. Ta, której doświadczyłem, zawsze była darem od kogoś.
Przez rozmowy, lektury. Od ludzi, którzy mieli poetycki charyzmat. Charyzmat
ten często nie mieścił się tylko w tekście, był także spotkaniem twarzą w
twarz.
18.
Słowa poezja nie należy nadużywać. Wszystko, co
napisałem powyżej – już wydaje mi się nadęte i pretensjonalne. Najchętniej bym
o tym milczał albo którąś z tych uwag wtrącił w jakiejś rozmowie, w kontekście,
zamiast wykładać punkt po punkcie. Można czasem o poezji dyskutować, ale
najlepiej jej pozwolić się po prostu dziać. ₪