środa, 28 listopada 2012

Nowaczewski: Zapiski dyletanta

1.
Woda ma trzy stany skupienia: gaz, ciecz i ciało stałe. Bywa deszczem, śniegiem, parą. Mowa ma także trzy stany skupienia: poezję, prozę i milczenie.

2.
Definicja poezji, którą tworzyłem na swój własny użytek, była zawsze niepisana i zmieniała się na przestrzeni lat.
Pierwsze doświadczenie poezji było doświadczeniem przez inność. Na ogół świat słyszymy prozą. Ale czasami słyszymy go „inaczej”. Poezję w prozie się czuje lub przeczuwa. Dlatego prozę się pisze, a poezję tylko zapisuje.
Zapisana w formie wiersza poezja musi być słyszalna. Mówi się przecież: „mówić wierszyk” albo „mówić wierszem”. Gdyby ktoś w podstawówce zadał mi pytanie, jak odróżnić wiersz od prozy, powiedziałbym: „wiersz ma rymy”. Takie potoczne pojęcie wiersza miała zresztą z początku większość z nas. Ale co z wierszem wolnym? „Wiersz wolny to tekst, w których linijki nie są zapisywane do końca kartki” – mówi mi ten chłopiec, którym kiedyś byłem. Świetnie. Nie można już prościej.
Skoro pożegnałem się z rymami, musiałem szukać innych oznak „inności” poezji. Odnajdowałem ją w metaforach. Wydawało mi się wtedy, że wiersze opierają się właśnie na nich. To trochę tak, jakby opisywać ciasto przez to, że są w nim rodzynki. Szybko jednak stwierdziłem, że to ślepa uliczka. Poezja nastawiona tylko na samą siebie, jedynie na lingwistyczną albo symboliczną eksplorację zaczęła mnie drażnić. Dlaczego? Nie potrafiłem wtedy tego jakoś zwerbalizować. Dzisiaj powiedziałbym, że taka poezja oddalała się od swoich granic. Od granicy z prozą i granicy z milczeniem. Tylko na granicy prozy i na granicy milczenia poezja przekracza samą siebie.

3.
Białoszewski, którego uważano za lingwistę, był najgłębiej zanurzonym w świecie polskim poetą.

4.
Późniejsze odkrycie: wiersz ma swoje odcinki, wyraźne pauzy i spacje, które ważą dużo więcej niż w prozie. Oczywiście wiedzie to do stwierdzenia, że nie istnieje poezja bez rytmu. Że rytm jest dla poezji sprawą życia i śmierci. Jedno potknięcie i cały wiersz jest kaleki. Wiersz wolny nie jest wolny od rytmiczności. Wiersz wolny oddycha.

5.
Wiersz Białoszewskiego oddycha. Grafomański wiersz „lingwistyczny” tylko „duka się”.

6.
Różewicz pisze zarówno krótkie wiersze stawiające nas wobec milczenia, jak i długie poematy zdające się rozpływać w strumieniu słów. Oto odważny podróżnik, który dotarł do samych granic. Do obu biegunów.

7.
Ci, którzy krytykują Różewicza za jego dłuższe poematy, myślą „dośrodkowo”.

8.
Mowa ma trzy skupliwości: poezję, prozę i milczenie. Który z tych stanów skupienia mowy więcej waży? Poezja na górze? Milczenie na dole? Proza w środku? Przemiana prozy w poezję i prozy w milczenie jest dla nas łatwiej uchwytna. Jak jednak poezja graniczy z milczeniem? Może zbliżyć się do milczenia bezpośrednio. Tak jak ciało stałe może zamienić się od razu w gaz. To sublimacja.
           
9.
Polemika ze strukturalistyczną i poststrukturalistyczną teorią języka poetyckiego, który jest rozumiany jako język autoteliczny, samowystarczalny, ewokujący sam siebie, a wreszcie – w postmodernizmie – autoreferencjalny i odnoszący się tylko do siebie, nie ma dziś większego sensu. Nie dlatego, że ta teoria jest słuszna, ale dlatego, że już się przeżyła. To wczorajsza wojna. Nastąpiło bowiem coś, co teoretycy literatury nazywają „zwrotem kulturowym”. Toruje sobie on w naszym kraju drogę pomału, ale coraz śmielej. Walka o poezję jutro to nie jakieś meta-rozważania, ale opór wobec rozmaitych wulgaryzujących poezję zaangażowań. Wkrótce bronić jej będzie trzeba nie tylko przed zbytnią „dośrodkowością”, ale ponownie przed nadmiernym naporem świata i jego rozmaitych ideologii.

10.
Spór o gruszkę.

Wallace Stevens:
           
1.
            Opusculum paedagogicum
            gruszki nie są skrzypcami,
            Aktami na płótnie, ani butelkami.
            Są niepodobne do niczego.
            [...]
            Są to formy żółte,
            Złożone z linii krzywych
            Zaokrąglających się u podstawy
            Mają w sobie trochę czerwieni.
            [...]
            Cienie gruszek
            to kleksy na zielonym suknie.
            Gruszek nie można widzieć,
            Jak chce obserwator.
           
Czesław Miłosz:
           
            A słowo z ciemności wyjawione było gruszka.
            Krążyłem dookoła niego podskakując to próbując skrzydełek.
            A kiedy już-już piłem z niego słodycz oddalało się.
            Więc ja do cukrówki – wtedy kąt ogrodu,
            złuszczona biała farba drewnianych okiennic,
            krzak dereniu i szelest przemienionych ludzi.
            Więc ja do sapieżanki – wtedy zaraz pole
            za tym, nie innym, płotem, ruczaj, okolica.
            Więc ja do ulęgałki, do bery i bergamoty.
            Na nic. Między mną i gruszką ekwipaże, kraje.
            I tak już będę żyć, zaczarowany.

Jak pisze Ryszard Nycz, ta polemika obrazuje „zasadniczy spór między dwiema najważniejszymi orientacjami nowoczesnej literatury: tej, która poszukując esencji (istoty przedmiotu, czy rzeczywistości) kończy się na kulcie sztuki, ubóstwieniu samej siebie – oraz tej, która dążąc do uchwycenia «całej rzeczywistości w jej niepowtarzalnej jednostkowości», kończy na pielęgnowaniu i pieczołowitym utrwalaniu (nawet najbłahszych) przejawów «wielowarstwowych konkretów» (to określenie Miłosza), z których składa się ludzkie doświadczenie realności.”
Sercem i piórem po stronie orientacji Miłosza.

12.
Ktoś kiedyś nazwał poezję Nowej Fali poezją „nie”. W ostatnich dziesięcioleciach popularne było przeciwstawienie: poezja negacji, nieufności wobec języka – poezja afirmacji, zaufania wobec języka, formy. Dziś nie uważam tego przeciwstawienia za linię demarkacyjną. Tak naprawdę istnieje tylko poezja konieczna i niekoniecznie poezja. Poezja konieczna to ta, która musi być wypowiedziana – obojętnie, czy w akcie afirmacji, czy negacji. Musi być wypowiedziana wobec drugiego. Jak ten „ząb mnie boli” Świetlickiego ćwierć wieku temu.

13.
Inny jest do zaistnienia poezji koniecznie potrzebny.

14.
Banał, który pewnie ktoś kiedyś powiedział. Kochanowski czytany dzisiaj jest poetą współczesnym. Kochanowski to inny, ale mieszkaniec tego samego języka. Jedną pozytywną rzecz na pewno przyniósł postmodernizm: sięganie po poetów dawnych i miksowanie ich języków z językami współczesnymi. Ma szansę zaistnieć dzięki temu nowa wartość.

15.
Ciągle aktualny i celny pamflet Gombrowicza Przeciw poetom:
„Nie jest złe, że współczesne wiersze nie są byle komu dostępne, ale złe jest, że są zrodzone z jednostronnego, ciasnego obcowania identycznych światów, identycznych ludzi”.
Od czasów Gombrowicza poezja polska stała się bardzo zróżnicowana, mówi wieloma językami. Szkoda tylko, że środowiska mają tendencję do izolacji – zamykają się, gromadząc wokół siebie ludzi identycznych albo jedynie zjednoczonych wspólnym interesem. Poeci przypominają kibiców piłkarskich, są jak szalikowcy. Różnią się od nich tylko jednym – kibice jeżdżą za swoją drużyną i nieraz ścierają się z innymi. Poeci są szalikowcami stacjonarnymi, okopują się w swoich środowiskach i pismach, ignorują się nawzajem. Brak starć, dyskusji, wymiany poglądów. Skutek? Brak elementarnej komunikacji – otwierając to, czy inne pismo, człowiek ma wrażenie, że wylądował na innej planecie, bo nie rozumie gwar i dialektów, jakimi mówią ci autorzy na łamach. Nawet mnie to odrzuca a kogoś przypadkowego?

16.
Znajomy młody poeta pisze na Facebooku: „w księgarni w Sztokholmie bohatersko schowałem tomik Zagajewskiego na półkę z kulinariami”. Kilka osób natychmiast „lubi to”. Typowa polska zawiść? Może. Ale myślę, że działa tu też coś innego. Po końcu historii ogłoszonym przez Fukuyamę i odzyskaniu niepodległości minął już czas romantycznych pielgrzymów i heroicznych emigrantów. Zastąpił ich „poeta polski zagranicą”. Wzór tej figury zawdzięczamy właśnie Adamowi Zagajewskiemu. Nie sposób odmówić mu racji, gdy mówi, że poezja polska zbyt jest zapatrzona w Anglosasów. Ale droga, którą wybiera nasz kandydat na Nobla, także nie jest żadnym rozwiązaniem. „Polski poeta zagranicą” wychodzi z założenia, że polska poezja ma na Zachodzie swoją markę. Pisze więc tak, żeby w markę się wpisać. Problem Zagajewskiego polega na tym, że on sam dodaje niewiele do tej polskiej marki. Jest tak markowy, że aż pusty w swoim własnym ojczystym języku. Markuje poezję polską. W kraju to słychać, ale nie w Akademii Szwedzkiej.

17.
Dyletant. Bo jestem samoukiem. Nikt mnie nie przygotował do czytania poezji. Ani tym bardziej nie pomogły mi w tym względzie studia polonistyczne. Poezja była zawsze miejscem spotkania z ludźmi, nieraz diametralnie różnymi. Ta, której doświadczyłem, zawsze była darem od kogoś. Przez rozmowy, lektury. Od ludzi, którzy mieli poetycki charyzmat. Charyzmat ten często nie mieścił się tylko w tekście, był także spotkaniem twarzą w twarz.
           
18.
Słowa poezja nie należy nadużywać. Wszystko, co napisałem powyżej – już wydaje mi się nadęte i pretensjonalne. Najchętniej bym o tym milczał albo którąś z tych uwag wtrącił w jakiejś rozmowie, w kontekście, zamiast wykładać punkt po punkcie. Można czasem o poezji dyskutować, ale najlepiej jej pozwolić się po prostu dziać.