[źródło: "Latarnia Morska" - Pomorski Magazyn Literacko-Artystyczny]
CI, KTÓRYM SIĘ CHCE (I KTÓRZY POTRAFIĄ)
Chyba
nie ma nikogo – pośród uczestniczących w kulturze – komu
dwumiesięcznik literacki „Topos” nie był znany. Wychodzące od
1993 r. pismo dostępne jest w całym kraju w sieci salonów EMPiK. I
latami przy tym periodyku wykształcało się środowisko. Nie
mechanicznie, a w sposób ewolucyjny. Etap po etapie. Przez moc
wzajemnych oddziaływań i docieranie. Aż wreszcie doszło do
ukonstytuowania swoistej konstelacji. Zgrupowania poetów, których
grawitacja - z przewagą sił dośrodkowych - zaowocowała niniejszą
antologią. Potrwało trochę, nim wgryzłam się w nią i
przetrawiłam. By teraz podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
Solidnie
edytorsko wydana rzecz (szycie, odpowiedni papier, typografia,
elegancka w swej skromności okładka) wygląda jak Pan Bóg
przykazał. I zawiera - rzec można – klasyczne elementy budowy dla
tego rodzaju publikacji. Mamy ósemkę poetów, a przy bloku wierszy
każdego z nich (zawierającym od kilkunastu do dwudziestu utworów)
biobibliograficzne noty i fotografie. Zaś całość domyka posłowie.
I
pora przedstawić dramatis
personae
zbiorowego wydania. W antologii publikują:
Krzysztof Kuczkowski, Adrian Gleń, Wojciech Kass, Wojciech
Gawłowski, Artur Nowaczewski, Jarosław Jakubowski, Przemysław
Dakowicz oraz
Wojciech Kudyba.
Rzecz posłowiem opatrzył Jarosław
Ławski.
Razem
stanowią grupę. Nieformalną – bez oficjalnie ogłoszonego
programu, ale jednak grupę. Coś w rodzaju konfraterni. Którą
zespala co? Najogólniej ujmując: wspólna pasja i empatia. Oraz
poważny sposób traktowania języka poetyckiego. A także, co bardzo
istotne, oryginalnie punktowana duchowość. Czyli, mówiąc lżej,
nie mamy tu do czynienia z baranim trwaniem w stadzie na przypadkowym
pastwisku.
Sprawa
wydaje się tym bardziej intrygująca, gdy uświadomimy sobie, że
cała ósemka obecnych w antologii poetów to silne indywidualności,
o sporym i znaczącym dorobku, a też rozmaitych osobowościach.
Tak
obrysowuje skrótowo sylwetki magików poetyckich strof
J. Ławski w
posłowiu:
Poeci
„Toposu” - twórcy z konstelacji, której światło, jednak,
przebija się przez zachmurzone niebo epoki. Pojawili się jako
właśnie konstelacja poetów skupionych wokół słowa i pisma.
Różni i podobni, oddaleni od siebie i tak sobie bliscy: Kuczkowski
–
melancholijny liryk anielski, Kass
–
melancholik, liryczny metafizyk, Gleń
–
erudyta od jest „jest” i „nie ma”,Gawłowski
–
z czułością historiozofa żegnający ludzi i chwile, Jakubowski
–
poeta epitafijnej refleksji, Nowaczewski
–
poeta „tamtej strony”, Dakowicz
–
liryk patosu i żrącej ironii, Kudyba
–
metafizyk natury i miasta, liryczny epifaniusz.
A
skoro jesteśmy przy posłowiu, jeszcze jeden cytat, aż proszący
się o przytoczenie. Z racji celności uwag.
Z
dwu strategii poetyckich, które tak rozgłośne stały się w
ostatnim stuleciu – pisania rylcem i pisania pędzlem – toposowcy
wybierają refleksyjne pociągnięcia pędzlem o twardym włosiu.
Wiec oni też ryją w słowie, też szukają, ale nie zaprzedając
doświadczenia poetyckiego doświadczeniu eksperymentu, prowadzącego
do jałowizny zestrojeń słownych, żonglerki kalamburami, parad
dźwiękowych.
Ich
poezjowanie jest zarazem jakimś trudnym do nazwania oczyszczeniem
słowa: przywróceniem mu znaczeń, odzyskaniem ś w i e ż o ś c i
przez słowa, które użyte do eksperymentu albo znijaczone
nadużyciem zatraciły świeżość, euforyczną radość nazywania
rzeczy tego i nie-tego świata. Tu dzieje się inaczej: dąb to dąb,
kosteczki to kosteczki, nic – paraduje strojne jak paw jako nic.
Nie znaczy to, że unikają błysków, epifanicznych fraz,
kontaminacji znaczeń i metafor.
Co
mnie osobiście ujęło w tej antologii, to – pojawiające się w
utworach z rozmaitym natężeniem – metafizyczne nuty. Ich
wybrzmiewanie unosi strofy wyżej, dodając im refleksyjnych znaczeń.
Poeci, osadzeni w jednej rzeczywistości, a wywodzący się (jak my
wszyscy w tej strefie Europy) z korzeni kultury chrześcijańskiej,
traktują słowo jak rodzaj posłannictwa. W tym znaczeniu powiedzieć
można o poetyckiej „ewangelizacji”.
Nadto
rzec można – w kontekście wymienionej z imion i nazwisk ósemki -
iż taki rodzaj wspólnoty, niewyrazistej formalnie, posiada
zwornik, którego istotą są wyznaczniki uchwytne duchowo.
Tu,
u tych poetów, o stylistykach jakże różnych, tradycja mocno
splata się z tęsknotą za słowem odnowionym, poszukującym,
drążącym. Instrumentarium całej ósemki jest wyjątkowo bogate i
w swej polifonii budujące nową jakość.
I
jeszcze jedna refleksja, nasuwająca się po lekturze. Również
zaskoczenie. Zwykle antologie – z racji ich specyfiki – bywają
nierówne, gdy o poziom idzie. A to jeden autor się potknął, a to
innemu omsknęło się pióro, a to komentator zbiornika utworów
zgrzeszył nadinterpretacją. W tej natomiast jest tak, że nie
zawiera utworów chybionych. A posłowie jest kompetentne.
Sumując.
Namawiać do czytania antologii specjalnie nie trzeba, gdyż sama
udaną zawartością się broni. I chciałoby się częściej mieć
do czynienia z podobnymi wydawnictwami (ale to chyba marzenie ściętej
głowy...).
Konstelacja
Toposu. Antologia poezji,
Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 224
Wanda
Skalska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.