poniedziałek, 22 lutego 2016

M. Wroniszewski o "Kutabuku" Nowaczewskiego


W 22 numerze "Arterii" można znaleźć obszerną recenzję tomiku Kutabuk. Maksymilian Wroniszewski skupił się w swoim szkicu na szczególnej roli, jaką pełni w poezji Artura Nowaczewskiego melancholia: Nie byłoby przecież włóczęgi bohatera, gdyby nie pragnienie oddalenia myśli o utraconym, nie byłoby usilnie drążącego przeszłość wspomnienia, gdyby nie przekonanie o zagubionym w czasie Początku. Literackie odniesienia także nie są jedynie rodzajem erudycyjnego wtrącenia, lecz stanowią coś na kształt orientacyjnego punktu, oswajającego egzystencjalną niepewność. Krytyk jako pierwszy zwrócił też uwagę na cechy wspólne łączące Kutabuka z tekstami reportażowymi i wspomnieniowymi, a nawet z książką, która powstała na bazie doktoratu Nowaczewskiego: Poeta pozostawia czytelnika na rozdrożu, szlak wędrówki bohatera jego wierszy wiedzie bowiem w dwóch przeciwstawnych kierunkach. Z jednej strony to ciągłe parcie naprzód, przed siebie, nieustanne wyruszanie w drogę, której patronuje Jack Kerouac, a sygnał do wymarszu daje Herbertowskie z ducha napomnienie: „więc pora, żebyś wstał i biegł” [kutabuk – glossa, s. 37]. Z drugiej zaś – kiedy już przyjdzie bohaterowi przystanąć na chwilę, jego podróż przemienia się w imaginacyjną wędrówkę do czasów minionych, lat dzieciństwa i młodości majaczących niewyraźnie na horyzoncie pamięci. Czytelnikom gdyńskiego poety ta nostalgiczna strategia jest doskonale znana z jego wcześniejszych tomików: Commodore 64 i Elegii dla Iana Curtisa, wspomnieniowych Dwóch lat w Phenianie, a przecież i w akademickich Szlifbrukach i flâneurach nie bez racji upatrywać można echa tych figur wyobraźni, które dochodzą do głosu w jego „młodzieńczych” wierszach. W każdym kolejnym tomie aura niepewności spowijająca wszystko to, co poeta pragnie sobie przypomnieć, o czym chce – zdaje się, że sobie przede wszystkim – opowiedzieć, zaznacza się coraz wyraźniej, tak jakby z każdym dniem powiększała się przepaść między nim a jakimś utraconym Początkiem, którego nijak nie może dociec.