W
22 numerze "Arterii" można znaleźć obszerną recenzję
tomiku Kutabuk. Maksymilian Wroniszewski skupił się w swoim
szkicu na szczególnej roli, jaką pełni w poezji Artura Nowaczewskiego melancholia:
Nie byłoby przecież włóczęgi bohatera, gdyby nie pragnienie
oddalenia myśli o utraconym, nie byłoby usilnie drążącego
przeszłość wspomnienia, gdyby nie przekonanie o zagubionym w
czasie Początku. Literackie odniesienia także nie są jedynie
rodzajem erudycyjnego wtrącenia, lecz stanowią coś na kształt
orientacyjnego punktu, oswajającego egzystencjalną niepewność.
Krytyk jako pierwszy zwrócił też uwagę na cechy wspólne
łączące Kutabuka z tekstami reportażowymi i
wspomnieniowymi, a nawet z książką, która powstała na bazie
doktoratu Nowaczewskiego: Poeta pozostawia czytelnika na rozdrożu, szlak
wędrówki bohatera jego wierszy wiedzie bowiem w dwóch
przeciwstawnych kierunkach. Z jednej strony to ciągłe parcie
naprzód, przed siebie, nieustanne wyruszanie w drogę, której
patronuje Jack Kerouac, a sygnał do wymarszu daje Herbertowskie z
ducha napomnienie: „więc pora, żebyś wstał i biegł” [kutabuk
– glossa, s. 37]. Z drugiej zaś – kiedy już przyjdzie
bohaterowi przystanąć na chwilę, jego podróż przemienia się w
imaginacyjną wędrówkę do czasów minionych, lat dzieciństwa i
młodości majaczących niewyraźnie na horyzoncie pamięci.
Czytelnikom gdyńskiego poety ta nostalgiczna strategia jest
doskonale znana z jego wcześniejszych tomików: Commodore 64 i
Elegii dla Iana Curtisa, wspomnieniowych Dwóch lat w Phenianie, a
przecież i w akademickich Szlifbrukach i flâneurach nie bez racji
upatrywać można echa tych figur wyobraźni, które dochodzą do
głosu w jego „młodzieńczych” wierszach. W każdym kolejnym
tomie aura niepewności spowijająca wszystko to, co poeta pragnie
sobie przypomnieć, o czym chce – zdaje się, że sobie przede
wszystkim – opowiedzieć, zaznacza się coraz wyraźniej, tak jakby
z każdym dniem powiększała się przepaść między nim a jakimś
utraconym Początkiem, którego nijak nie może dociec.