żródło:
Nakładem
wydawnictwa "Więź" ukazała się właśnie wyjątkowa
powieść w oryginalny artystycznie sposób podejmująca problemy
współczesnej Ukrainy. Autorem utworu "Nazywam się Majdan"
jest Wojciech Kudyba - polski poeta, krytyk i historyk literatury,
wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w
Warszawie. Przedstawiamy recenzję powieści napisaną przez
publicystę, prozaika i krytyka Piotra Wojciechowskiego.
Patrzymy
na Zachód. Stamtąd modele życia i językowe śmiecie: lajfstylowy,
oldskulowy, trendy.
Stamtąd dotacje, tam się jeździ na zarobek, tam zyskuje się
sławę, tam podpisuje kontrakty. Coraz bardziej plecami do Wschodu,
bo tam za dużo chaosu, zagrożeń, problemów. Tam Ukraina blisko,
tuż za Bugiem, blisko bo od wieków w naszą historię i kulturę
zaplątana. A jednocześnie daleko, bo tyle w niej jeszcze cienia
Sowietów, bo polska krew na Wołyniu rozlana. A najbardziej daleko
dlatego, że nie rozumiemy, jaki to naród, jakie to ma być nasze
sąsiedztwo. Trzeba więc ucieszyć się książką „Nazywam się
Majdan”. Ambitna to literatura, ze szlachetnych porywów zrodzona.
Oto polski poeta, polski humanista, profesor, patrzy z sympatią,
trwogą, nadzieją na Ukrainę. Oto Wojciech Kudyba, przyjaciel
naszego pisma i laureat poetyckiej nagrody Pasierba chce przybliżyć
i ocieplić wizerunek tego kraju czytelnikom swojej powieści. A
zabiera się do tego dzieła nie tylko z poetycką wyobraźnią i
sprawnością w składaniu słów, ale też z osobistym
doświadczeniem spotkań z Ukraińcami, Kiedy czytam tę książkę,
czuję, że była ona dla autora wielką życiową przygodą. Poczuł
nareszcie, że wyrósł już daleko poza ramkę „młodego zdolnego
poety”. Wszedł w przestrzeń prozy ze swobodą, dynamizmem, z
głową nie tylko pełną wiedzy o tym jak się tam – w Kijowie i
okolicy żyje, także z głową pełną literackich pomysłów. Bawi
się językiem, stylizacją, archaizacją, gwarami, żargonami, bawi
się budowaniem postaci. Pisze tę powieść, jakby tańczył. Korzysta z narracyjnych doświadczeń Witolda Gombrowicza, a w
świetnych obrazach gry w kości z diabłem przywołuje echa
Bułhakowa i szkoły realizmu magicznego. Pisze z wiarą w czytelnika
– i ta opowieść stanowi dla czytelniczej uważności wyzwanie.
Opłaca się jednak przyjąć zaproszenie do świata Petro Majdana,
jego rodziców Wasilija i Olgi, jego braci Dmytro i Hryhora i do
babci mieszkającej na wsi nieopodal podkijowskiej mieściny.
Lapidarne, paroma kreskami naszkicowane sylwetki postaci są żywe i
prawdopodobne pomimo rysów groteskowości. Opowieści o kulinarnym
bogactwie kuchni „babuszki”, o jej wiedzy w dziedzinie medycyny
naturalnej i o stylu gościnności to może najbardziej smakowite
strony książki.
Dla
małego i migotliwego teatru losów tej rodziny buduje Kudyba dwa
układy odniesienia – pierwszy to los kraju, drugi to Europa. Los
Ukrainy naszkicowany zaledwie – pierwszy i drugi dramat Majdanu
aluzyjnie wspomniane, agresje zielonych ludzików na Krym i Donbas –
ledwie że domyślne. Mroczna postać Janukowycza wydrwiona w
balladowej skazce o bękarcie i carewnie. W podszewce –
wszechobecny mrok postsowieckiego udręczenia przez władzę,
postsowieckiej grozy: „Każdy
bowiem przyzna, że wiatry historii na równinach naszych silniejsze
niż gdzie indziej, bardziej rozpędzone i w skali zaawansowane.
Narody nie wiedzą, że wiatr taki przemożny człowieka porwać
może, w ciemnocie swojej jednak trwają, że zawsze pismo zostaje,
ślad jakiś lub dokument. A u nas właśnie odwrotnie, najpierw
papier znika, najpierw dokument, więc i gdy człowiek się
zapodzieje, znaleźć niełatwo. Szukasz potem, włóczysz się od
jednego archiwum do drugiego, a tylko dziury zostają, puste miejsca
po wyrwanych kartkach.”
Drugim
układem odniesienia jest Europa, powracająca jako tytuł każdego z
dwunastu rozdziałów. Europy i europejskości doświadcza głównie
Petro, mający pewne cechy zbieżne z autorem. To humanista, człowiek
bibliotek i sympozjonów naukowych, znawca języków i kultury, co
chwila przykładający miarę antropologa do dziwnych spraw na styku
Wschodu i Zachodu. Opisując jego losy, jego sposób widzenia świata,
Kudyba bawi czytelnika koncepcjami etnologicznymi i słownictwem
naukowych sesji: „Nastrojony
filozoficznie, bardzo wtedy także swoje paletę liryczną
wzbogaciłem, a że przy tym portfel, książkę wierszy w ojczyźnie
własnym sumptem wydałem pod znaczącym tytułem >Juwenilia i
fekalia <. Wiele tam liryków było drapieżnie do samych trzewi
się dobierających, niemało odkryć heterogenicznej możliwości
bycia. Pytając o jego intersubiektywność, podważałem
intencjonalnie zaraz podmiot i tym samym wciąż na nowo skrywałem
go w palimpsestach kreowania siebie”.
Niewielka
objętościowo powieść Kudyby jest krzepiącym sygnałem, że dla
polskich pisarzy sprawa ukraińska znowu może się stać
obowiązkiem, wyzwaniem i fascynacją. Autor „Nazywam się Majdan”
stworzył rzecz oryginalną i błyskotliwą , otworzył własne okno
z widokiem za Bug. Wielość spraw, które dotknął, uświadamia
nam, jak wiele pozostało jeszcze do przepracowania. Bo Ukraina jest
tak bliska i duża, jak to widać na każdej mapie.
Oto
na naszych oczach produkty rozpadu imperium sowieckiego nakładają
się na produkty rozpadu naszej świetności jagiellońskiej. Czytamy
Kudybę i uśmiechamy się, bo potrafi on nas zabawić. Ale uśmiech
nam znika z twarzy, bo uświadamiamy sobie, czym od XVII wieku była
ta przestrzeń od Morza Czarnego po Ural z jednej strony, a Karpaty z
drugiej strony. Tam mieszały się wpływy władzy ruskiej,
tatarskiej i polskiej, a każda z nich była przeważnie równie
słaba jak brutalna. Tu granice państw były płynne, religie
i kultury tworzyły przesypującą się mozaikę, a przemoc i
nienawiść co parę lat wybuchały przelewem krwi, licytacjami
okrucieństw.
Jaka
będzie wyrosła z tej historii, aspirująca do europejskości
Ukraina?
Tam
jest wojna, bieda, korupcja i budzący podziw wysiłek obrony
państwowości. Tam też dzień za dniem ładują się akumulatory
nienawiści, nieufności, podejrzeń, poczucia krzywdy i poczucia
winy. Posiano niezgodę między braćmi tak bliskimi jak Rosjanie i
Ukraińcy. Czy ktoś, kto poczuję wrogość do brata – Rosjanina,
kto poczuje się skrzywdzony przez lata rosyjskiej i sowieckiej
dominacji – potrafi wystąpić przeciwko Rosjaninowi w swojej
własnej duszy, potrafi wypędzić z duszy człowieka sowieckiego? W
jakim języku to wypowie?
Aby
udało się budowanie narodu, intelektualiści ukraińscy muszą dać
społeczeństwu mit początku, mit założycielski, taki, który się
na poczuciu krzywdy nie opiera.
Może
właśnie doświadczenia Petro Majdana pozwolą mu na wskazanie
kierunku. Może on, doświadczony Wschodem i Zachodem, biegły w
antropologii, powie swoim ziomkom, ile ma być w fundamencie
Szewczenki, ile z mitu siczowej i zaporoskiej kozaczyzny, z mitu
kozaka-macho, swobodnego jeźdźca stepów, wiernego prawosławiu,
Świętej Rusi, rodzinnej stanicy? Czy potrafi sięgnąć do wielkich
postaci Świętej Olgi i Świętego Włodzimierza?
Piotr
Wojciechowski