wtorek, 3 listopada 2015

Wacław Holewiński o książce "Nazywam się Majdan" Wojciecha Kudyby


Historia? Los popaprany? Kara za grzechy? Dla mnie to nie książka o jednostce, raczej o przepoczwarzaniu się narodu, o ucieczce od złego przeznaczenia, od pozostawania w zaklętym kręgu pobocza Europy. Ten Majdan jednostkowy i majdan zbiorowy to przeciąganie liny ze Wschodu na Zachód. Ale przecież bliżej mu do braci Białorusinów ze stakanem wódki, ogóreczkiem i Wysockim śpiewającym swym ochrypniętym głosem o tym, co boli i czego wyleczyć się nie da.
Napisał Wojciech Kudyba książkę specjalną, książkę – rozumiem dobrze jego lęki – nie dla wszystkich. Książkę, którą wielu odłoży po paru stronach. Bo te zdania parokrotnie zakręcone, stylizowane, bo język utytłany w dziwną plątaninę, odległy, mało współczesny, pełen alegorii i odniesień nie zawsze czytelnych. Ale przecież piękny! Bo i zaśpiew w nim jak w tradycji zaprzeszłej, i ornamenty jak z baroku, i liryka jak z poezji.
 
Z pełnym tekstem recenzji można się zapoznać TUTAJ.