poniedziałek, 9 lutego 2015

Jarosław Jakubowski o "Ba!" Kassa


Rozciąganie duszy

W szkicu zatytułowanym „A!”, a pomieszczonym w czasopiśmie „Filo-Sofija”, nr 22 (2013/3) Wojciech Kass pisze: „Praca nad sobą jest tak samo ważna jak nad poezją. Człowiek musi pełniej żyć, pełniej być, musi czuć, że tak powiem, istnieniowość. Aby ten postulat mógł być spełniony, należy rozciągać, poszerzać duszę, co jest rzeczą bolesną i niewdzięczną. A może to dusza rozciąga, poszerza język poety?”.
W najnowszym zbiorze pt. „Ba!” Wojciech Kass sprawdza w poetyckiej praktyce, czym jest „rozciąganie duszy” oraz gdzie są jego granice. Książka składa się z tytułowego poematu i 21 mniejszych wierszy. Z kolei poemat wydrukowany jest na 19 stronach i podzielony na 27 części. Autor opatrzył go dokładnym datowaniem: 9.04. - 11.04.2013. Pisanie tego potężnego utworu zajęło mu więc dwie doby, 48 godzin. Zaiste szalone tempo, wskazujące na to, że mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem znanym z wcześniejszych książek prańskiego poety – twórczej erupcji. Jednak zarówno struktura dzieła, jak i jego warstwa narracyjna oraz językowa wskazują na to, że nie jest to „luźna notata”, świadectwo poetyckiej gorączki, lecz dobrze przemyślane i konsekwentnie przeprowadzone zamierzenie pisarskie.


Narratorem poematu jest sam autor, natomiast jego bohaterem – zarówno on, jak i osobnik skrywający się za inicjałem K. Historia zaczyna się od zdania: „Jest 7 grudnia 1952 roku godzina 9.00/ na VII oddział nerwic zgłasza się K./ wczoraj były jego 47. urodziny”. Chwila detektywistycznego wysiłku i już wiemy – K. to Konstanty Ildefons Gałczyński, porte parole poety. Wojciech Kass snuje opowieść o świętym pijaczku, wielkim liryku i deliryku zarazem. Narracja trzecioosobowa przechodzi w pierwszo-, a czasem w drugoosobową. Przeplatają się czasy – raz mamy relację ze szpitalnych przygód K., innym razem – wspomnienia poety („Miałem pięć lat/ gdy chwyciłem za/ stópkę,// za stópkę/ kieliszek podniosłem”), sucha lekarska diagnoza ustępuje nagle miejsca feerycznej opowieści kojarzącej się ze „Statkiem pijanym” Rimbauda. Jednocześnie raz po raz narrator puszcza oko do współczesności, choćby nawiązując do nowomodnego światka literackiego: „Tak to widzenie i słyszenie zapisał Maciuś Kapela w liście do Pietrka Pęcherza”. Lecz poemat nie jest li tylko opowieścią, znajdziemy w nim również ustępy poświęcone sztuce poetyckiej, w szczególności jej obecnej kondycji. Znamienna jest część 7., w której spotykamy niejako dwie poezje: „No bo poezja odwołuje się/ (i zaraz to odszczekuje jak pies)/ no bo poezja odwołuje się/ do krańców duszy ludzkiej/ (i zaraz kuli ogon jak kopnięty pies)”. Sformułowania umieszczone w nawiasach odnoszą się do popularnej obecnie praktyki unieważniania poezji jako mowy wysokiej, odświętnej, a zarazem - tytłania jej w polityczno-ideologicznej mierzwie. Autor sprzeciwia się sprowadzaniu poezji do roli wysoko wyspecjalizowanego snobizmu zblazowanych „Młodziaków”.
Gdybym miał najkrócej scharakteryzować poemat „Ba!”, byłaby to fotografia udręczonej świadomości poety w czasie marnym. Marnym w sensie jednostkowym, bo poeta-bohater boryka się z alkoholizmem i innymi przypadłościami, beznamiętnie wymienianymi w ramach kolejnych diagnoz (łącznie z próbą samobójczą) oraz w sensie wspólnotowym, a nawet globalnym. Świat przedstawiony w poemacie ma w sobie „coś z planetarno-metafizycznej katastrofy”. W lekkiej formie, niemalże dziecięcej rymowanki poeta pyta arcypoważnie: „Wahadełko powiedz przecie/ gdzie jest moje miejsce w świecie?”. I na koniec: „kto normy ustala w świecie”. Jednak poeta wierzy, że nawet (a może zwłaszcza) w czasie marnym poezja ma walor – przy wszystkich przymiotach estetycznych - przede wszystkim etyczny. „Do kliniki/ na eutanazję wieziony/ wiersz.// Na ciebie/ robaczku pokazuje/ wiersz”…
W poemacie pobrzmiewają dykcje wysokie i niskie, biesiadno-paradne i uroczyście-przesadne, jest pogłos Gałczyńskiego, da się słyszeć wczesny Białoszewski (polecam część 15.), są wspomniane suche, a przez to wstrząsające epikryzy, namiętne lamentacje, poszukiwania słowotwórcze i dźwiękonaśladowcze, krótko mówiąc – kakofoniczno-symfoniczny wielogłos, w którym – jak rybka w jeziorze – od czasu do czasy błyśnie arcydziełko liryczne, no bo czyż nie jest nim strofa z 11. części? Przeczytajmy i posłuchajmy: „A gdy nie piję, jestem wrogiem wódy,/ nie sprzedaję rzeczy a do domu znoszę/ cuda: tubę, pajacyka, skrzypeczki marudy,/ w pisaniu grzeszę, na spacerach poszczę”.
Najbardziej rozbudowaną i najbardziej wizyjną odsłoną poematu jest jego część 17. To skondensowane poetycko „Boska komedia” i bedeker w jednym. Pojawiają się tu liczne nazwiska, imiona, nazwy geograficzne – od Rawenny po jezioro Nidzkie, od Dantego po leśniczego Popowskiego, od Iwaszkiewicza po Szekspira. To akt zawierzenia kulturze i zanurzenia w kulturze, jakby odpowiedź na retoryczne pytanie „kto ustala normy w świecie”. Owe normy już są, powiada poeta, trzeba je tylko na nowo odkryć, odsłonić spod piasku, który nanieśli barbarzyńcy. Jest to wreszcie podróż-błaganie („Ratuj żono”, „ratuj” powtarzane jak w litanii), zakreślająca linie na mapie geograficznej i zapuszczająca sondy w przeszłość. Wszystko kończy się w prańskiej okolicy, centrum owej spiralnej galaktyki kulturo-natury.
Ba!” zostało podyktowane przez „bolesną ruchliwość umysłu” poety, który nieustannie buja na trapezie rozwieszonym pomiędzy „piszę” a „nie piszę”. Tu jak sądzę ujawnia się istota filozofii poetyckiej Wojciecha Kassa – wiersz „pisze się z wszystkich stron”, ponieważ nie ma ustanku praca poety nad sobą. Zapis wiersza jest już tylko końcowym aktem drogi bardzo skomplikowanej, a jednocześnie bardzo prostej. Kto pojmie tę tajemnicę, może powiedzieć „to swoje: ba!”.
Pozostała część książki to dwa rozdziały, zatytułowane: „Śnienia” oraz „Jawy (albo antyśnienia)”. Pierwszy w większości (poza otwierającym go wierszem, poświęconym matce) wypełniają zapisy snów. Nazwałbym je wizjami zaświatowymi. We snach odwiedzają poetę duchy z przeszłości, on sam ma poczucie nieistnienia („jakbym nigdy nie był tu/ przez pół wieku, pół ze stu.”), jednak w snach „przeżywa” niezwykłe dość przygody. Choćby przygody ze słowami. Znamiennym przykładem jest wiersz „Z dziennika snów (4)”, w którym zjawia się tajemnicze „słowo matki” – „mantyl”. Poeta ożywia je, nadaje mu cechy zwierzęce, świetnie łącząc brzmienie słowa z jego owadzio-płazim ujęciem („Wystaje z mułu snu/ i porusza tylną sylabą jak odwłokiem”). W „Śnieniach” odzywają się głosy ciemne, głęboko skrywane, należące „do porządku nocnego”. Tak jak Mickiewiczowski Upiór – „na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata”. „Uspokój się duszo moja” – prosi poeta, zaklinając „porę dniową”. W lakonicznej rymowance potrafi ukazać grozę i piękno życia. Wstrzymuje oddech czytającego.
Cykl „Jawy (albo antyśnienia)” przynosi wiersze o charakterze bardziej retorycznym, odnoszące się do świata widzialnego. Wojciech Kass jest obserwatorem rzeczywistości uważnym i namiętnym, nigdy nie obojętnym. To widać w tych utworach, nawet jeśli ich celem jest przemycenie poglądów na takie czy inne zagadnienie, to wszystkożerny żywioł poetycki bierze w nich górę nad retoryką. Znajdziemy tu zdania w rodzaju: „Wolność jest tylko w pokorze i miłości”, „Wszystko, moja droga, dopomina się współpracy” czy „Katastrofa nie pojawia się nagle”. W separacji od kontekstu wiersza brzmią cokolwiek „myślicielsko”, jednak właściwiej byłoby traktować je jako zapis w dzienniku pracy poety.
Na oddzielne potraktowanie zasługują ustępy, w których Wojciech Kass ujawnia tajniki swojej sztuki poetyckiej. Jak ją nazwać? Poezja naturalna? Naturalizm poetycki? Sprawdźmy. „Bywa, że wiersz wyrośnie jak gałąź/ wtedy zostaje w krajobrazie i choć nie ma rąk/ trzyma mnie” albo „… nie jestem pewien, czy aby drzewo nie napisało tego wiersza./ Dziś pisało go jezioro napierające o świcie/ poranna mgła snuła/ a mrówka wlokła sosnową igłę jak myślnik”. Jakkolwiek byśmy tej strategii nie sklasyfikowali, wskazuje ona na jeden zasadniczy rys sylwetki twórczej Wojciecha Kassa: to poeta bez reszty oddany snowi i jawie, czyli – istnieniu. Z istnieniem w ciągłym, a płodnym zwarciu.

[źródło: "Topos" 2014, nr 6]