czwartek, 3 lipca 2014

Artur Nowaczewski o Świetlickim, Rymkiewiczu i Nagrodzie Nike


Artur Nowaczewski pisze o sytuacji w polskim życiu literackim:



Parę dni temu Marcin Świetlicki w charakterystyczny dla siebie sposób poinformował, że choć jego książka została nominowana do Nike "nie chce uczestniczyć  w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą." Nawiązał w ten sposób do listu, który trzy lata temu podpisał w obronie Jarosława Marka Rymkiewicza pozwanego przez spółkę Agora. Nie może dziwić konsekwencja Świetlickiego, zwłaszcza gdy zna się wywiad, który udzielił w 6 numerze "Odry" z 2013 roku. Mówił tam między innymi o tym, że wielu kolegów zaatakowało go za gest solidarności z Rymkiewiczem. Ale nie jest to wywiad o polityce, ale o poetyckich subtelnościach a "Odra" ma dwa tysiące nakładu. Więc kto by się tym przejmował w Internecie... Oczywiście polały się na poetę wiadra pomyj ze strony czytelników "Wyborczej", że pijak, że zachciało mu się być bardem smoleńskiego ludu i inne tego typu uprzejmości. Zachwyt natomiast wyraziła publiczność mediów prawicowych. Ani jedni, ani drudzy nie znają zapewne zbyt dobrze poezji Świetlickiego, który przecież już ćwierć wieku temu napisał "wydaje im się, że mają swojego poetę./ A ja odczekuję ironiczną, gorzką chwilę, krzywię się/ i triumfalnie zaprzeczam". Dla jego czytelników ten cytat ma status banału, to coś znane tak jak księdza Twardowskiego "spieszmy się kochać ludzi".


Instytucja nagrody literackiej jako najwyższa instancja, najwyższy zaszczyt, który może spotkać pisarza jest tak naprawdę największą porażką literatury. Naród nie czyta literatury polskiej, nie czyta jej konsekwentnie od wielu lat i żadne ruchy, te nagrodowe również, nie zmieniają tej tendencji. Naród sam wybiera sobie poetów. Świetlicki zwracając się do "Narodu" z narodem się porozumiał. Porozumiał się z gronem swoich obecnych i potencjalnych czytelników, zbiorowością kolektywną i nie, z tymi z prawa i z tymi z lewa, porozumiał się ponad głowami strażników systemu nagród i zagrał im na nosie. Jego jeden gest niezależności ważniejszy jest niż przyznanie jakiejś tam nagrody. Świetlicki sam się gestem ustanawia. Sam gestem się utwierdza. Sam nadaje sobie wiarygodność. I nie jest to żaden kaprys, kiepsko umotywowana kabotyńska zagrywka, ale wierność sobie. Świetlickiemu warto zadawać mądre pytania i warto go traktować poważnie, czego wielu z nas nie robi. Jak się Świetlickiego mądrze zapytać o coś, to on mądrze odpowie. Sprawdźcie w tamtej "Odrze".