„Poezja:
mowa, która chce udźwignąć świat
Pomiędzy Ja i
Ty.
Zadaje
sobie wartość.
Próbuje
unieść cień.”
W.
Kudyba, Topoi
1.
Kiedy Generał, bohater powieści Sándora Máraia pt. Żar, miał osiem lat, chciał zostać poetą, nie żołnierzem.
– Będę poetą – powiedział jednego razu
i spojrzał w górę, z odchyloną głową.
Patrzył na morze, jasne kędziory
powiewały na ciepłym wietrze, badawczym spojrzeniem spod półprzymkniętych
powiek uważnie przyglądał się dali. Niania objęła go, przytuliła do piersi
główkę chłopca. I rzekła:
– Nie, będziesz żołnierzem.
– Jak tata? – Chłopiec potrząsnął
głową. – Tata też jest poetą, nie wiesz o tym? Zawsze myśli o czymś innym.[1]
Z powyższego dialogu można wydobyć wiele sensów, jak na
przykład ten, że w niewinnych oczach chłopca można być jednocześnie i poetą, i
żołnierzem. To, co w pierwszej chwili wydaje się absurdem, po chwili
zastanowienia przestaje dziwić. I nie dlatego tylko, że wielu pisarzy i poetów
w jakimś momencie swojego życia nosiło mundur[2],
ale dlatego, że w profesjach żołnierza i poety jest jakiś rys wspólny, tak jak
wspólny obszar sensu mają słowa: wojaczka i bojowanie, choć to pierwsze znaczy
to, co znaczy, a drugie dzięki genialnej frazie Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego już
zawsze będzie przywoływać horyzont duchowy[3]. W tym wspólnym obszarze realizuje się
pragnienie ładu, porządkowania
rzeczywistości, oddzielania kozłów od owiec, szukania tego, co buduje i
odrzucania tego, co burzy, w przekonaniu, że bunt poetycki jest zawsze
konstruktywny. Oczywiście, żołnierka i bojowanie posługują się drastycznie
różnymi środkami prowadzącymi do celu i te różnice pominąć można jedynie w
teoretycznych rozważaniach. W końcu chodzi o to, żeby – przywołując Sonet IV Sępa-Szarzyńskiego –
„przezpiecznie” wojować i „wygrać statecznie”, a wiersz bywa wcale przydatną
machiną do takiego wojowania. To on może sprawić, że do naszej mowy wróci
rzeczywistość, czyli – jak pisał Czesław Miłosz – „sens, niemożliwy bez
absolutnego punktu odniesienia”[4].
2.
Zwróćmy uwagę na jeszcze inne znaczenie wypowiedzi tego
chłopca, który w przyszłości zostanie Generałem i pozostanie poetą, tj. kimś,
kto uważnie odczytuje język świata, a mianowicie: poeta to ktoś, kto myśli o
czymś innym. Zawsze o czymś innym. Stąd myślenie poety jest często nieuchwytne,
a najwięcej kłopotów z pochwyceniem myśli poety w sieć znaczeń mają ci, co
ciągle myślą o tym samym.
3.
Mowa, która chce udźwignąć świat, musi porwać się i
na świat, i na „coś więcej”, które to „coś więcej” światu nadaje sens, słowem,
musi zadać sobie wartość. Legenda o św. Krzysztofie spisana przez Jakuba de
Voragine, na pytanie: czy można udźwignąć świat?, daje odpowiedź twierdzącą.
Kiedy siłacz Krzysztof przenosił przez rzekę dziecko (Jezusa), tak wielki ciężar
obciążył jego ramiona, że ledwie zdołał przebrnąć przez rwący nurt. Kiedy
wreszcie po długiej walce z żywiołem postawił chłopca na drugim brzegu,
poskarżył się:
„O wielkie
niebezpieczeństwo przyprawiłeś mnie, chłopcze, i tak mi ciążyłeś, że gdybym miał
cały świat na sobie, nie czułbym chyba większego ciężaru.” Chłopiec odparł: „Nie dziw się, Krzysztofie, bo miałeś na sobie nie
tylko cały świat, lecz niosłeś na swych ramionach także tego, który stworzył
ten świat.”[5]
Tyle
legenda. Legenda niekoniecznie legendarna, co znaczy zmyślona. Przyjmijmy
tutaj, że jest ona zapisem przeżycia mistycznego późniejszego męczennika, który
zadał sobie na plecy Jezusa i w taki właśnie sposób doświadczył obecności
Przedwiecznego. Poeta intelektualnych wzruszeń, Julian Przyboś, był przekonany,
że doświadczenie wewnętrzne, które nazywa „prawzruszeniem” zawsze jest
skierowane ku obrazowi, że ów stan, w którym odsłania się zasada „Wszystkiego,
co jest”, jest z samej swej istoty twórczy[6].
Pomimo powinowactw doświadczenie mistyczne i przeżycie wewnętrzne, niezależnie
od tego, czy nazwiemy je prawzruszeniem, czy też dokonującym się w błysku
intuicji poznaniem poetyckim, są to dwa różne doświadczenia[7].
Pierwsze z nich jest podmiotowe, jest wejściem w miłosną relację z Tym, od którego
wszystko, co jest, wzięło swój początek, i do którego zmierza. Drugie nie musi
być doświadczeniem religijnym, „chodzi w nim – jak pisał Przyboś – o
ujawniającą się i nigdy nie mającą się ujawnić w pełni, ale jednak na moment
odsłoniętą zasadę (czy formę?) istnienia.”[8]Moglibyśmy
też powiedzieć, że w tym drugim przypadku chodzi o nagie doświadczenie i czystą
świadomość uwolnioną od dialektycznego podziału na „ja” i „nie-ja”. Efektem
doświadczenia mistycznego jest wewnętrzna przemiana, zresztą, jeśli zaufać
legendzie, nie tylko wewnętrzna, bo po spotkaniu z Bogiem szpetny Reprobus
otrzymał imię Krzysztofa, czyli Chrystofora, i miłą powierzchowność. Natomiast
owocem doświadczenia wewnętrznego jest „wysoko- i błogowzruszenie” (Przyboś).
Ci,
którzy są na górze Karmel, prawdopodobnie nie tęsknią za widokami ze szczytu
Parnasu. I nie jest to postawa redukcjonistyczna. Po prostu na Karmelu jest
Wszystko i właśnie to Wszystko powoduje, że zatrzymany zostaje ruch odśrodkowy,
który oddala człowieka od jego wewnętrznego centrum. Z kolei przed oczyma tych,
którzy są na Parnasie, na moment otwiera się uniwersum znaczeń. Autor Równania serca powiedziałby, że jest ono
„natężone ku obrazowi”.
4.
Być
może to właśnie agnozja, moment poznania intuicyjnego, świadczy o maksymalizmie
poetyckim. Ten moment ma zresztą mnóstwo innych nazw: ekstaza, iluminacja,
metafizyczna pauza, wieczna chwila, olśnienie, zachwyt, głębokie wzruszenie i
in. Wszystkie te nazwy u różnych autorów są stosowane zamiennie, ale też każda
zdaje się oznaczać co innego, inną przestrzeń duchową czy inny rodzaj
doświadczenia wewnętrznego. Łączy je zjawisko wglądu, tj. nagłej zmiany
percepcji, prowadzącej do nowego, oryginalnego widzenia czegoś, co z uwagi na
swoją powszedniość do tej pory nie bardzo nas zajmowało. W ten sposób widzą
święci i poeci. To jest tak, jakbyśmy na moment zobaczyli pozawidzialną
rzeczywistość i ukryte znaczenie rzeczy. Świat i jego cień. I w tym właśnie
sensie poezja jest maksymalistyczna. Zajmują ją bowiem fenomeny mentalne,
duchowe i psychiczne, które są większe od wiersza. Pierwszorzędne znaczenie ma
zamierzenie poetyckie, tak jak w rzucie ważny jest zamach. Chodzi zatem o jak
największy zamach. O zamach na Wszystko. Poezja musi chcieć udźwignąć świat, unieść cień. Mowa, która chce udźwignąć
świat, musi mieć wielki na ten świat apetyt.
5.
Zanurzyć
się w poezji aż do zatracenia. Zogniskować zmysły. Wyjść poza czas. Zanurzyć
się w wiecznym teraz. Być ręką piszącą. Pisać i być pisanym. Czy to jeszcze
możliwe?
Pisałem całym sobą, cieleśnie, organicznie, jakbym
tarzał się w planecie i kosmosie, ziemi i powietrzu, jakbym płonął i marzł.
Byłem demolowany, a następnie budowany, nicowany i składany na nowo.
To
słowa z listu od Wojciecha Kassa z lutego 2010 roku. Dalej notuje poeta to, co
tylko po części poddaje się zapisowi:
Wciąż „krwawię”, dygoczę, nadal nie puściły
przestrzenie, które mnie miały. To jednak nic – bo pod tym „krwawieniem”,
drżeniem, odbywa się gojenie, które jest jak wielkie uspokojenie. Podobne
panuje w dzisiejszym poranku, jego powietrzu i trawach. Teraz w pełni rozumiem
słowa Rimbauda, gdy pisał w liście: „ja to ktoś inny”. Można dalej – ja to
jacyś inni. Dokonała się przemiana, którą ledwie przeczuwam. […] Załączam
dedykowaną Tobie Pieśń naiwną oraz Kołysankę, która zamyka odbytą drogę, a
ta była światowa i zaświatowa, realna i transcendentna. Ktoś mnie prowadził,
miałem krzyżyk i błogosławieństwo na tę drogę, czyli przyzwolenie. Brzmi to
niewiarygodnie, w dodatku brakuje mi słów, aby opisać to doświadczenie.
Faza
furii twórczej trwała kilkanaście dni, przyniosła kilkadziesiąt wierszy-pieśni,
z których większość ukazała się później w tomie pt. 41. W istocie był to ekstatyczny stan maksymalnego napięcia
psychofizycznego, absolutnego zaabsorbowania i zafascynowania rzeczywistym, aż
do zatracenia się w teraźniejszości. Stan ze wszech miar twórczy, i choć
prowadzący do wyczerpania psychicznego i fizycznego, to jednak bilans zysków i
strat jest zdecydowanie dodatni. „Dokonała się przemiana, którą ledwie
przeczuwam.” – pisze Kass. Pamięć tej przemiany nigdy już autora Wirów i snów nie opuści. Sprawi, że
poeta będzie odkrywać swoją prawdziwą tożsamość, stawać się będzie w stopniu
coraz pełniejszym samym sobą.
6.
W
trakcie przeżywania doświadczeń szczytowych, powstaje całkowicie realne
odczucie bycia prowadzonym przez kogoś, kto poecie sprzyja i kto wie, jak przez
takie doświadczenie przejść bez popadnięcia w szaleństwo. Pojawia się tu ślad
relacji osobowej, który sugeruje, że ów stan poetyckiego napięcia jest darem
kogoś, kto daje komu chce, kiedy chce i ile chce. Czesław Miłosz w wierszu Ars poetica? twierdził, że poezję
dyktuje mu dajmonion i wyrażał tylko nadzieję, „że dobre, nie złe duchy mają w
nas instrument”. A w przypadku W. Kassa? Jakie bóstwo prowadziło poetę? Boski głos
jak u Sokratesa? Sumienie?
Krzysztof
Krasek, starszy kolega W. Kassa, po podobnie intensywnym doświadczeniu
twórczym, zapisał: „Wiersze zjawiają się kiedy chcą a nie kiedy my chcemy, nie
mamy na to wpływu. Przechodzą przez rękę jak widmo przez ścianę, jakby pisał je
ktoś inny, jakiś drugi ja”[9]
7.
Od
starożytności ponawiane są próby wydarcia tajemnicy tworzenia przy pomocy
praktyk szamańskich czy rozmaitych misteriów i rytuałów. Arthur Rimbaud,
rewelator współczesnej poezji, formułuje następujący postulat w liście Do Jerzego Izambarda: „Idzie o to, by
dojść do niewiadomego poprzez rozprzężenie wszystkich
zmysłów”, który rozwija w epistole Do
Pawła Demeny’ego: „Poeta czyni się jasnowidzem
przez długotrwałe, bezmierne i świadome rozprzężenie
wszystkich zmysłów. Wszystkie formy miłości, cierpienia, szaleństwa; sam
szuka i wyczerpuje w sobie wszystkie trucizny, by zachować z nich tylko
kwintesencje” (przeł. A. Międzyrzecki). Poeta chce dotrzeć do niewiadomego nie
po to, żeby znać, ale po to, żeby tworzyć. Rozprzężenie wszystkich zmysłów
doprowadzić ma do twórczych stanów zawieszenie intelektu, w przekonaniu, że
sprzyja to poznaniu intuicyjnemu. Do osiągnięcia celu przydatne mogą być
pospolite używki prowadzące do skupienia bądź rozproszenia uwagi, wywołujące
specyficzne „stany nieważkości”, jak również rewelacje hipnagogiczne
towarzyszące zasypianiu, ekstremalne napięcia emocjonalne itp. „Poeta jest
naprawdę złodziejem ognia” (Rimbaud). Krzysztof Karasek, autor Dziennika rozbitka, który wydaje się
dużo autorowi Iluminacji zawdzięczać,
wyzna: „…to co interesuje mnie w poezji, to pościg za pewną wizją
rzeczywistości, która objawia się w stanach podświadomych, półsennych,
konstruowanie różnych modeli, próbowanie różnych wyrazów – podróż po
terytoriach niedookreślonych, które wymagają zgłębienia, nie definicji”[10]
8.
Poeta
jest podróżnikiem czy rozbitkiem? Kapłanem czy deprawatorem? Ascetą czy
mistrzem rozwiązłości? Myślę, że może być tym wszystkim i jeszcze wiele innych
ról może mu zostać przypisanych. Jednak przed i ponad tymi rolami warto
postawić wierność linii autentycznej poezji, co powtarzam za Jacques’em
Maritainem. Twierdzi on, że jeśli twórcze ja
zdominowane zostanie przez pazerne i władcze ego,
„wówczas egoizm człowieka wkracza w dziedzinę aktu poetyckiego i karmi się tym
aktem”[11]. Jest to przekleństwem poety, który najpierw
traci autentyczność, potem wiarygodność, w końcu staje się wytwórcą galanterii
poetyckiej, często nawet nie wiedząc o tym.
9.
Już
od dłuższego czasu mam przekonanie, że poezja, jeśli chce udźwignąć świat, nie
może liczyć na sukces, popularność, ba, nawet – paradoksalnie – możliwość
porozumienia ze światem. W zasadzie powinna być dziennikiem mojej ze światem
nieprzystawalności, powinna być świadectwem (przede wszystkim dla mnie samego)
tego, że jeszcze żyję i że próbuję uparcie i wciąż od nowa podejmować walkę o
sens. Mówię tu o pracy duchowej, o współpracy z intuicją poetycką, która
zasadniczo jest bezinteresownym darem, ale do przyjęcia tego daru można się
przygotować, otworzyć się na niego przez usunięcie zakłóceń i szumów, które
często sprawiają, że dar przechodzi mimo nas niezauważony czy nieusłyszany.
Poważna praca poetycka zaczyna się wtedy, gdy wierność linii autentycznej
poezji staje się czymś absolutnie pierwszorzędnym. „Można siebie wychować do
intuicji poetyckiej przez to – pisze Maritain – że nigdy [się] jej nie zdradzi …]”[12]Tymczasem
dynamika rzeczywistości literackiej wymaga od poety kompromisów i ustępstw,
podążania za nowinkami, naśladowania obowiązujących języków, opracowywania
rozmaitych strategii obecności w literaturze etc. Toteż na poważną pracę
poetycką, na doskonalenie żmudnego kunsztu wierności (Z. Herbert), decydują się
nieliczni. Może właśnie dlatego, „[…] dziś, w oku przełomu (jak w oku cyklonu),
dominują tumulty miażdżące. Odwracają się hierarchie tak radykalnie, że
poezjowanie szczerze grafomańskie, które do niedawna było nie do druku, staje
się towarem sprzedawanym w licznych czasopismach i tomikach”[13]
10.
Czesław
Miłosz:
Zamieszkać w zdaniu, które byłoby jak wykute z
metalu. Skąd takie pragnienie? Nie żeby kogoś zachwycić. Nie żeby utrwalić imię
w pamięci potomnych. Nienazwana potrzeba ładu, rytmu, formy, które to trzy
słowa obracamy przeciwko chaosowi i nicości.[14]
Oto
przykład poważnego myślenia poetyckiego.
11.
Zaczęło
się od wiersza pod takim właśnie tytułem, Kładka,
z tomu Dajemy się jak dzieci prowadzić
nicości (2007). Może zresztą zaczęło się już wcześniej, a wiersz tylko
wydobył i nazwał to, co już od dawna było (stawało się?) duchową rzeczywistością?
Chcę być kładką, po której przejdzie Syn cieśli.
Muszę zdążyć przed zachodem słońca, zanim ciemność
mojego serca powiększy się o ciemność
nieba i ziemi.
Wyznam
szczerze, że zapisując te zdania, nie myślałem o ciemnym losie poety, a raczej
o spełnieniu siebie jako osoby z natury religijnej. Z czasem pojęcie kładki
zaczęło pojawiać się i w innych kontekstach, odnosząc się do różnorodnych
obszarów mojej aktywności. Któregoś razu z całą oczywistością zdałem sobie
sprawę, że również redagowanie pisma literackiego polega na przerzucaniu
pomostów pomiędzy tymi, którzy piszą a tymi, którzy czytają, pomiędzy „ja” i „ty”.
Ba, żeby tu chodziło tylko o przerzucanie pomostów! Nie, chodzi o to, że aby
samemu stać się pomostem, kładką
właśnie, trzeba pozwolić po sobie przejść, zaryzykować przyjęcie na siebie
ciężaru czyichś stóp, czyichś oczekiwań i pragnień. Przy czym powiedzmy wprost,
nie czuję się powołany do karmienia egocentrycznego ego moich współbraci
poetów. Twórcze „ja” to co innego, twórcze „ja” potrzebuje łączności z innymi
jak powietrza. Chcę więc być kładką, żeby – choćby w tym charakterze – w
wymianie poznania i miłości uczestniczyć. Tym bardziej, że immanentną częścią
tej wymiany jest tajemnica spotkania z Innym, której doświadczył mój święty patron,
a czy może być coś bardziej rzeczywistego niż…
12.
…bycie
kładką pomiędzy Ja i Ty. ₪
[1]S Márai, Żar, przeł. F. Netz, Warszawa 2011, s.
25–26.
[2] Wspomnę tylko moich ulubionych
poetów, Rainera Marię Rilkego w uniformie kadeta Militär-Unterrealschule w St.
Pölten w Dolnej Austrii i Georga Trakla wysłanego na front galicyjski jako
Medikamnetenakzessist, ale przecież lista „poetów mundurowych” jest długa i
zaskakująca.
[3]„Pokój – szczęśliwość, ale
bojowanie/ Byt nasz podniebny.” – początek Sonetu
IV Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, cyt. za: J. Łukasiewicz, Złota księga wierszy polskich, Wrocław
2007, s. 43–44.
[4]Cz Miłosz, Traktat teologiczny, w: Druga
przestrzeń, Kraków 2002, s. 63.
[5] J de Voragine, Złota legenda. Wybór, przeł. J. Pleziowa,
oprac. M. Plezia, Warszawa 1983.
[6] Zob. J Przyboś, Utwory poetyckie, Warszawa 1975, s.
555–556.
[7] Oczywiście nie wszyscy są tego
samego zdania, np. Georges Bataille w Doświadczeniu
wewnętrznym utrzymuje, że: „Przez doświadczenie wewnętrzne rozumiem to, co
zwykle nazywa się doświadczeniem mistycznym […]”. Mnie to jednak nie
przekonuje. Raczej byłbym skłonny zaufać sugestii A.H. Maslowa, amerykańskiego
psychologa, który o „stanie zatracenia się w teraźniejszości”, pisał: „Odnoszę przemożne wrażenie, że zjawisko to
jest w istocie rozmytą, zeświecczoną, bardziej powszechną wersją przeżycia
mistycznego, które opisywano tak często, że Huxley nazwał je «filozofią
wieczystą»”.
[8] J. Przyboś, j.w.
[9]K Karasek, O „Dzienniku rozbitka II”, w: Dziennik
rozbitka II, Sopot 2004, s. 49.
[10] K Karasek, Od
autora, w: Autostrady i konie,
Warszawa 2008, s. 107.
[11] J Maritain, Intuicja twórcza i poznanie poetyckie, w: Pisma filozoficzne, przeł. J. Fenrychowa, Kraków 1988, s. 323.
[12]
J. Maritain, j.w., s. 317.
[13] E Balcerzan, Trzynaście akapitów o poezji [akapit ósmy], w: Zuchwalstwa samoświadomości, Lublin 2005.
[14] Z: Cz Miłosz, Nieobjęta ziemia, cyt. za: Wiersze wszystkie, Wydawnictwo Znak,
Kraków 2011, s. 906.