W tym miejscu
Zmęczenie, w końcu pozostaje
Tylko zmęczenie: skryty pod
powieką
Okruch wiatru, szorstki cień
Buków, zapach strumienia. Nic
więcej.
Nie powinniśmy kłamać: któregoś
dnia
Opuszcza nas głos, wracamy nad
jezioro,
Do miasta, gdziekolwiek nas
ogarnął, ale tam jest już pusto
Przedmioty zamykają się w sobie.
Żadnych znaków.
Myślałem o naszych dzieciach: czy
będą cierpliwe,
Zawsze gotowe czekać,
To znaczy: być blisko; zwłaszcza
wtedy, gdy spada noc
I kiedy krew okryta ciepłym
płaszczem skóry
Bez słowa ponawia swój żarliwy,
modlitewny rytm.
Może zresztą nie mowa, lecz
milczenie
Jest naszym właściwym mieszkaniem:
nieme
Pismo obłoków, bezszelestne obroty
wieczorów,
Szmer piasku.
Może powinniśmy chronić tylko to,
co całkiem inne:
Wśród hałaśliwych głosek
Budować interwały ciszy –
Z wciąż nie zasklepioną raną
języka, z uwagą.